Na tym polu liczą się nie tylko twarde wyliczenia i zdolność przewidywania przyszłości. Cenne okazuje się również przeczucie, które podpowiada nam, czy warto pójść za nowym pomysłem, czy lepiej wyrzucić go do kosza. Nie bez powodu mówi się o kobiecej, a nie o męskiej intuicji. Przyznajmy bowiem szczerze – wiele z nas faktycznie często kieruje się w życiu przeczuciami. Okazuje się jednak, że (w przeciwieństwie do panów) niechętnie przyznajemy się do korzystania z jej podszeptów na polu zawodowym.
Mężczyźni nie mają z tym problemu. Nawet, gdy chodzi o podejmowanie ważnych decyzji odwołują się do głosu wewnętrznego. My zwykle szukamy uzasadnienia swoich decyzji w faktach. Dlaczego? Prawdopodobnie z obawy, że ktoś mógłby nam zarzucić brak kompetencji. Dzięki niej potrafimy dużo skuteczniej prowadzić projekty z korzyścią dla wszystkich, nawet gdy mocno wykraczają poza zasięg tzw. zdrowego rozsądku. Słuchaj sygnałów ducha i ciała Zamiast tłumić własne uczucia, wsłuchujmy się w nie. Nie lekceważmy też sygnałów wysyłanych przez ciało. Jeśli czujemy nieprzyjemny ścisk w żołądku w momencie rozmowy o nowym projekcie czy przy rozpoczęciu współpracy z nowym klientem – zaufajmy sobie i przed podjęciem decyzji postarajmy się o więcej informacji. Negatywne sygnały to np. ucisk w gardle, suchość w krtani czy opisane powyżej „kamienie” w żołądku. Natomiast sygnały pozytywne, które mogą nam pomóc w decyzji na „tak” to np.: wibracje w okolicy splotu słonecznego czy uczucie przyjemnego podniecającego dreszczyku.
Rozwijaj swoją intuicję Zamiast się od niej odżegnywać, warto popracować nad jej wyostrzeniem. Sposobów jest kilka: medytacja, wyciszenie, danie sobie czasu na ułożenie informacji oraz regularny odpoczynek. To właśnie relaks pomaga nam w nabraniu dystansu i nawiązaniu komunikacji z podświadomością, która często podsuwa najlepsze rozwiązania.
Nie bójmy się zapytać naszej intuicji o to, którą drogę wybrać, bo jak mówi słynny cytat z „Małego Księcia” – Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Czy da się rozwinąć swoją intuicję? Wydaje mi się, że to coś, z czym się już rodzimy 🙂